Miało nie być o lagom i hygge...
Będzie o tym co czuję. Bo wiecie, lagom i hygge to nie jest definicja na Wikipedii ani urocza okładka książki. To nie jest wpis na blogu o kocu i świeczkach, ani zdjęcie na instagramie z poukładanymi w różnej konfiguracji wełnianym swetrem, kubkiem kawy, okularami i książką. Ani Twoja biała sofa, stolik i paprotka w doniczce. I przede wszystkim, to nie jest nawet hashtag. Bo tego, o co w tym chodzi, nie da się pokazać, zapisać ani otagować. To stan umysłu, w którym wystarcza to, co masz dookoła. Kiedy nie brakuje ci niczego i kiedy niczego nie jest za dużo. Kiedy jesteś tylko ty z własnymi myślami i czujesz komfort. Kiedy twój umysł jest wolny i nie musisz nikomu niczego udowadniać, nawet sobie. Kiedy cieszy cię każda najmniejsza rzecz i te negatywne rzeczy też cię cieszą, bo jesteś z tym pogodzony, bo to jest doświadczenie, nauka. Kiedy wszystko jest dla ciebie dobre i ty jesteś dobry dla świata. Tak ja to rozumiem. Zaczynam to rozumieć gdy widzę szwedzkie dzieci w mrozie na plaży, piękną ale nie przesadzoną nową architekturę, świetnie zachowane i zadbane stare domy, skromne i funkcjonalne wyposażenie z IKEI, a nawet białe wiatraki na polach😉 I mam nadzieję, że taki stan umysłu kiedyś osiągnę. Wtedy może usiądę przy paprotce i świeczce, w wełnianym swetrze, zrobię sobie kawę, założę okulary i napiszę o tym książkę.
댓글