Małe szwedzkie celebracje
Jeśli mogłabym powiedzieć coś szablonowego o Szwedach, to na pewno to, że lubią celebracje. Zarówno te na wielką skalę, jak na przykład eliminacje do Eurowizji, czyli kilkutygodniową fetę pod nazwą Melodifestivalen , poprzez huczne powitanie lata rodem z pogańskich czasów – Midsommar, kończąc na „piątkowym chillowaniu” i „sobotnich słodyczach”. Szwedzi żyją od święta do święta – celebracje dni, celebracje wieczorów, celebracje momentów.
Fredagmsys, czyli „piątkowa przytulność” to słowo klucz. To hasło, którym można opisać niemalże wszystko to, co robisz… w piątek. Z założenia to wieczór odpoczynku po ciężkim tygodniu pracy, chwila wytchnienia pod kocem z ulubionym filmem, ulubionym jedzeniem czy lampką wina. Ale przede wszystkim z ludźmi, których lubi się i kocha, dlatego też teraz definicja fredagsmys opiera się na założeniu, że nieważne gdzie – ważne z kim. Taka twoja spersonalizowana „piątkowa przytulność”.
Z celebracją fredagsmys nierozerwalnie wiąże się rzecz tak szwedzka jak konik z Dalarny i ABBA – są to słodycze. Czasem, będąc w sklepie, mam wrażenie, że jedna trzecia całego asortymentu to właśnie one. Piętrzą się bezlitośnie na uginających się półkach, kusząc kolorami i różnorodnością. Bułeczki, ciasteczka, cukierki, żelki, lizaki, czekoladki (Marabou!), lody w dosłownie każdej wymarzonej postaci można znaleźć w każdym sklepie spożywczym.
Szczególnie spektakularnie wyglądają lösviktsgodis, czyli słodycze na wagę. Niespotykane raczej w Polsce, a przynajmniej nie w takim wymiarze, cukierki, żelki i pianki, nie tylko potrafią zawrócić w głowie kolorami, ale też niską ceną. Szwedzi niezwykle upodobali sobie lukrecję, czyli koszmar dzieciństwa mojego i zapewne wielu z Was. Lukrecjowe i salmiakowe (salmiak to słona lukrecja z dodatkiem chlorku amonu, która powoduje pieczenie i drętwienie języka) żelki i cukierki to totalny hit. Na dowód tego mogę powiedzieć, że w centrum Malmö niedawno otworzył się ogromny sklep, Lakritsroten, który sprzedaje tylko i wyłącznie wyroby z lukrecji.
Szwedzi kochają słodkości i, niestety, odbija się to na ich zdrowiu – wbrew powszechnie panującym opiniom, są coraz grubszym i coraz bardziej schorowanym narodem. Kiedy wiele lat temu Szwedzi zorientowali się, że przyczyną otyłości oraz zniszczonych zębów u dzieci jest właśnie nadmierne spożycie cukru, wprowadzono zasadę lördagsgodis, czyli „sobotnie słodycze”. Do dzisiaj w wielu domach je się słodycze wyłącznie w sobotę. Nie licząc oczywiście cynamonowych bułeczek (kanelbullar) podczas obowiązkowych przerw na kawę (fika). Kanelbullar mają nawet swoje święto, Kanelbullensdag, które przypada w dniu 4 października. Zawsze śmieję się, że jest to narodowe święto Szwedów, bo w końcu każdy Szwed składa się w połowie z kawy i w połowie z cynamonowych bułeczek.
Szwedzkie słodycze są pyszne! :) Jedynie brakowało nam zwyczajnych landrynek :P a nie, przepraszam, były, o smaku pieprzowym :P