10 rzeczy, którym musisz sprostać, gdy mieszkasz ze Szwedem
Szczerze? Nigdy nie sądziłam, że będę mieszkać w Szwecji. Ten kraj, mimo bliskości geograficznej, jest tak bardzo inny niż Polska, że wciąż czuję się tutaj jak na antypodach. Egzotyczny klimat podsyca z pewnością fakt, że mieszkam ze szwedzkim obywatelem. Zebrałam kilka rzeczy, które muszę brać w związku z tym pod uwagę. Zawsze.
1. Buty to zło. Widzieliście ile w IKEI jest rodzajów szafek i półek na buty? To nie przypadek. W Szwecji obowiązuje zdejmowanie butów. WSZĘDZIE. U znajomych w mieszkaniu i gdy odprowadzasz dziecko do przedszkola, u fryzjera i kosmetyczki, na siłowni, nawet w niektórych kawiarniach. Plastikowe woreczki zakładane na buty walające się przy wejściu to standard - Szwedzi muszą zużywać ich tony. Filcowe naklejki na obcasy podczas cocktailowego przyjęcia też nikogo nie dziwią. Szwedzi uciekną się do każdego sposobu, aby ochronić swoje panele.
2. Jeśli za oknem masz biegun, to w domu musi być pustynia. Umieram we własnym mieszkaniu, serio. Mam ataki złości, bóle głowy i ogólne otępienie. Bo tutaj MUSI być 25 stopni i 25% wilgotności powietrza. Ogrzewanie w końcu jest po to, żeby nie musieć chodzić do sauny, a gdy ostatnio pokazałam specjaliście od wentylacji wskaźnik wilgotności powietrza, to ów miły pan, stojący pośrodku mojego salonu ze śmiesznym urządzeniem i w skarpetkach, uznał, że w takim razie filtry powietrza świetnie działają. MUSZĄ działać, skoro moje mieszkanie zapewne ogrzewane jest ciepłem ze spalonych śmieci.
3. Musisz mieć lampkę na parapecie. Bo tak. Bo normalne miejsce dla lampki to oczywiście parapet. Oświetlanie chodników przechodniom to hobby każdego Szweda. Jeśli nie masz lampki w oknie, jesteś po prostu złym, złym człowiekiem.
4. Przyzwyczaj się do flagi. To jest szwedzka flaga. Pamiętasz jak wygląda? Jak mógłbyś zapomnieć, przecież widzisz ją WSZĘDZIE. Rozejrzyj się dookoła - ponad budynkami, na masztach, na opakowaniach większości produktów, na wykałaczkach wbitych w jedzenie, na kurtkach i plecakach, a jak się dobrze przyjrzysz, to pewnie i na gaciach Twojego Szweda.
5. Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Wyjrzyj przez okno, zobacz jak ładnie zawiewa mroźnym powietrzem od lądu - chodźmy na plażę! Weźmiemy koszyczek z jedzeniem, herbatkę w termosie, łopatkę, grabki i zrobimy sobie piknik. To takie cudowne, gdy odmarza Ci twarz i palce, a Twoje dziecko wesoło tapla się w przeręblu przy brzegu. Ojej, zimno Ci w stopy? To znaczy, że masz złe buty. Zdejmij czapkę, przestaniesz wtedy myśleć o stopach.
6. Rower to oczywistość. Każdy ma rower. Rower jest dla Szweda jak członek rodziny albo trzecia ręka. Parkingi samochodowe pękają w szwach, bo wszyscy Szwedzi jeżdżą i tak na rowerach. Gołoledź, burza śnieżna? Trudno. Załóż opony z kolcami i ciuchy na narty. Dzieci mają większą szansę przeżycia, gdy wsadzisz je do zamykanej przyczepki. Aha, masz też niepisane prawo rozjechać każdego, kto chociażby połową stopy wszedł na ścieżkę rowerową. Jeśli akurat nie masz roweru elektrycznego, przeżywalność jest większa.
7. “Ska vi fika?” to nie jest pytanie. Szwedzi składają się w połowie z kawy i w połowie z bułeczek cynamonowych. Kawa to napój izotoniczny dla Szwedów - w rogu każdej knajpy znajduje się specjalny stoliczek z dzbankiem kawy i cynamonowymi bułkami, na wypadek gdybyś akurat przestawał być Szwedem, bo ilość kofeiny w Twojej krwi zaczęła spadać od czasu ostatniej fiki. Mój Szwed kilka razy dziennie kompulsywnie wstawia wodę na kawę i nieważne, czy tę kawę naprawdę zrobi - to odruch bezwarunkowy.
8. Jedzenie w Szwecji musi być szwedzkie. I nieważne, czy jest to spaghetti, nasi goreng czy stek z renifera - wszystkie półprodukty muszą pochodzić ze Szwecji. Paść się na szwedzkiej ziemi, pić szwedzką wodę, jeść szwedzką trawę, być poganianym przez szwedzkich pasterzy, zostać ubitym przez szwedzkich rzeźników zgodnie ze szwedzkim prawem i szwedzkim TIRem zostać dostarczonym do szwedzkiego sklepu (nawet, gdy jest niemiecki - wtedy logo musi być w kolorach szwedzkiej flagi). Pamiętaj też, że szwedzki żółty ser kroi się “obieraczką” i nie wolno robić “stoku narciarskiego”, a szwedzki bekon w plasterkach tnie się nożyczkami. I zapomnij o Milce - tutaj je się szwedzkie Marabou. Koniec, kropka.
9. Załamanie nerwowe w śmietniku. W Szwecji recyklinguje się 97% odpadów. W szafce pod zlewem nie trzymasz więc ziemniaków, cebuli i CIFa, ale pięć lub więcej koszy na śmieci, w zależności od zaawansowania w byciu Szwedem. Gdy idziesz do śmietnika, aby pozbyć się śmieci spod zlewu, krążysz jak biała myszka w labiryncie, próbując znaleźć odpowiedni kontener i opanować jakoś przeciekające papierowe torebki na odpady organiczne. Czujesz przy tym na sobie przeszywający wzrok starszej pani, która przypadkiem akurat znalazła się w pobliżu i postanowiła sprawdzić, czy na pewno prawidłowo segregujesz odpady.
10. Czas to pojęcie względne. Kiedy jedziemy na wakacje? Okazuje się, że wcale nie 16 - 22 lipca, tylko w 29. tygodniu! A kiedy idziemy do lekarza? Wcale nie 3 kwietnia, tylko we wtorek 14. tygodnia 2018. Nawet jeśli operuje się miesiącami, to datę zapisuje się zaczynając od miesiąca, ewentualnie od roku. Ostatnio, gdy spytałam mojego Szweda, co robimy w czerwcu, zaczął w skupieniu liczyć coś na palcach jak przedszkolak - okazało się, że najpierw musiał przemyśleć, który to miesiąc z kolei, a potem sprawdzić w kalendarzu, które to tygodnie w roku. Gdy pytam go, dlaczego tak jest, z poważną miną twierdzi, że ma to duży sens. Jaki? Nie wiem. Cóż, skapitulowałam i włączyłam w kalendarzu w telefonie opcję “numery tygodni”.
*artykuł oczywiście z przymrużeniem oka, ale wiecie... Serio.
Comments